Musze sie przyznac, ze jak zadawalam Wam pytanie o to wtracanie (
Czytaj cz.1 tutaj ) to juz sie wtracilam..... Wyniki tego jednak mnie poruszyly, wiec nie bylam pewna czy dobrze zrobilam , wiec szukalam potwierdzenia u Was.
Na szczescie wszystkie powiedzialyscie, ze trzeba zadzialac.
Zadzialalam.
Poszlam do matki. Wieczorkiem. Pieknie sobie porozmawialysmy.Powiedziala, ze jej syn od 2 lat mowi o odbieraniu sobie zycia , ot tak. Zycia sobie nie odbierze . Myslala o pomocy psychologa w wielu tematach z nim zwiazanych, ale jakos tak nic z tego nie wyszlo. Stwierdzila , ze moja corka jest zla przyjaciolka skoro nie poznala sie na jej synu. Zla jest rowniez reszta grupki przyjacil, wiec nakaze synowi , aby z nimi zerwal kontakty...itp, itp. Wszystko tak z usmiechem i na spokojnie.
Nastepnego dnia zadzwonila do mnie.
Juz nie byla mila.
Powiedziala , ze jej synowi nie jest potrzebna pomoc, przyjaciele sa zli, zwlaszcza moja corka. Ci , ktorzy nie przejeli sie slowami jej syna sa wlasciwymi ludzmi w jego zyciu.
Duzo jeszcze powiedziala, probowalam cos i ja powiedziec, ale bez skutku, wiec podziekowalam jej za telefon i na tym sie skonczylo.
Bylam zszokowana.
Co ja zrobilam?
Po co sie wtracalam?
Zrobilam sobie wroga.
Christinie bedzie przykro.
Napisalam posta .
Zadzwonilam do przyjaciolki.
Porozmawialam z corka.
I dobrze.
Jak mi sie cos podobnego trafi to zrobie to samo. Innego wyjscia nie ma.
Dziekuje Wam za porady , byly mi bardzo potrzebne.
A tutaj powoj wlazl na drzewo.
Ozdobil suche badyle.